piątek, 22 listopada 2013

Filipiny: katastroficzne konsekwencje tajfunu Haiyan

Lutte Ouvriere n 2364 – 22 listopad 2013
Cena nędzy
Filipiny: katastroficzne konsekwencje tajfunu Haiyan


Dwa tygodnie po przejściu tajfunu Haiyan przez Filipiny, ONZ ocenia liczbę martwych na 4000 i na 4 miliony liczbę ludzi, którzy stracili dach nad głową. Tak jak podczas trzęsienia ziemi w Haiti w 2010, media dużo mówią o nieprzewidywalnym charakterze katastrof naturalnych i o nieszczęściu populacji, która padła ofiarą żywiołu. Ale jeśli ten fenomen natury jest oczywiście przyczyną tej katastrofy, to nie tłumaczy on skali zniszczeń. Wiatry o identycznej sile nie powodują podobnych skutków w Japonii i innych krajach, w których zgromadzone bogactwo pozwala od dawna stawiać budynki, zdolne do przetrwania tajfunów i trzęsień ziemi. W rzeczywistości Filipiny płacą dzisiaj nadmierną cenę za dominację imperializmu.


Kraj zdominowany przez imperializm

Filipiny zawdzięczają swoją nazwę konkwistadorom, którzy w 1542 odebrali te wyspy dotychczasowym mieszkańcom, by ofiarować je przyszłemu królowi Hiszpanii: Filipowi. Spustoszono lasy, by rozwinąć monokultury rolnicze zaspokajające potrzeby metropolii. W 1898 Hiszpania przekazała ten kraj USA, co zaowocowało czteroletnimi walkami, w wyniku których zginęło 200 tysięcy ludzi. Okupowane przez Japonię w latach 1941-1944, Filipiny uzyskały oficjalnie niepodległość w 1946 r. Ale w 1947 USA zainstalowały tam swoje bazy wojskowe narzucając na długo swoją dominację. W 1965 USA wybrały marionetkę Marcosa, który w 1972 wprowadził długotrwały stan wojenny. W 1986 stracił on władzę na rzecz Cory Aquino, która była wdową po opozycjoniście zamordowanym w 1983, który był bardziej popularny, ale mniej posłuszny wobec Amerykanów.
Na chwilę obecną, zalety Filipin dla firm amerykańskich są bardzo liczne: siła robocza jest młoda, tania, właściwie całkowicie pozbawiona związków zawodowych i anglojęzyczna – idealna dla przenoszenia central telefonicznych. Ale przedsiębiorstwa tekstylne, elektroniczne i chemiczne nie pozostają w tyle.
Powolność z jaką pomoc (namioty, żywność czy leki) dociera do miejsc dotkniętych katastrofą nie jest przypadkowa. Jeśli pewne miejscowości najbardziej zacofane, nie otrzymały ciągle żadnej pomocy, to nie tylko z powodów geograficznych i podziału kraju na 7 tysięcy wysp. To przede wszystkim dlatego, że państwo posłuszne imperializmowi, nie ma w swoich priorytetach wydatków publicznych, tylko utrzymanie sił represyjnych, zdolnych do zahamowania wybuchów społecznych.
Ten kraj nazywany wschodzącym, jest jednym z najbardziej nierównych na świecie, ze swoją stolicą Manillą, oferującą w pigułce wszystkie nierówności: z jednej strony ultranowoczesne wieżowce, z drugiej cały wachlarz prostytucji. Władze same wiedzą, że jedna czwarta lub jedna trzecia społeczeństwa żyje w nędzy i, że cztery piąte wynagrodzeń, dla tych co mają szczęście pracować, jest wydawana na żywność, czynsz, rachunki i benzyne. Ważnym wskaźnikiem ilustrującym nędze jest fakt, że 10 % Filipińczyków, czyli blisko 10 milionów jest zmuszona emigrować by wyżywić swoje rodziny: 20 miliardów, które przysyłają co roku stanowi 10 % bogactwa narodowego.

Priorytety rządu

Tacloban i jego 200 tysięcy mieszkańców, został uderzony przez tajfun z całą siłą, znajdując się na jego trasie. Ale bilans ludzki nie był by tak ciężki, gdyby władze publiczne prowadziły inną politykę. Wzrost ekonomiczny trwający od 20 lat, jest dziełem klasy robotniczej, która jest stłoczona w slumsach, które regularnie są druzgotane z ziemią i odbudowywane.
Media zachodnie nie zapomniały obarczać winą... ofiary tajfunu, użalając się nad smutnym spektaklem: „przemocy i grabieży”, gdzie „najniższe instynkty” wyszły na jaw. Jak w przypadku handlu na zgliszczach, gdzie głód i pragnienie to w tej chwili kwestia życia i śmierci. Na wszelki wypadek pokazano nam sceny żołnierzy wysłanych do ochrony supermarketów, gdy w tym samym czasie brakuje benzyny by dostarczyć tym co ocaleli towary pierwszej potrzeby. Pomoc potrzebującym jest daleko w hierarchi rządu.
Choć nie istnieje możliwość uniknięcia tajfunu (jest ich 20 w ciągu roku i w 1991 był najsilniejszy, który zabił 5000 osób), to władze posiadają możliwości ewakuowania ludności wcześniej... gdyby los ludzi nie był im obojętny.

I teraz?

Jaki los czeka tych co przetrwali tajfun? W krótkim czasie Unicef zamierza przeznaczyć 60 milionów dolarów by połączyć rozbite rodziny. Obietnice darowizn od różnych stowarzyszeń osiągnęły jak na razie 300 milionów dolarów. Z drugiej strony Bank Azjatyckiego Rozwoju i Bank Światowy obiecały każdy po 500 milionów dolarów pilnej pożyczki by budować budynki według norm japońskich. Ale to są pożyczki, nie darowizny. I jeśli to zasili kasę amerykańskich gigantów budowlanych, bez wątpienia ludność Filipin będzie na samym końcu by z tego skorzystać. To jest łatwe do przewidzenia, że rządząca klika nie przepuści okazji by się na tej odbudowie wzbogacić. I choć aktualny prezydent Benigno Aquino (syn Cory Aquino) został wybrany w 2010 na programie antykorupcyjnym, to klientelizm trwa cały czas, co spowodowało wyjście na ulice tysięcy ludzi w sierpniu.
Gdy wiemy, że od roku 2001 rząd amerykański wydał ponad 300 miliardów dolarów na wojnę w Afganistanie, to widzimy w pełnej okazałości, jak pomoc dla Filipin obiecana przez rządy krajów bogatych jest śmiesznie mała. Trzeba w końcu pozbyć się tego systemu kapitalisycznego, by w obliczu takiej katastrofy naturalnej, społeczeństwo mogło użyć natychmiast wszystkie dostępne środki materialne i ludzkie do pomocy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz