wtorek, 31 maja 2016

Prawdziwi "przyjaciele" Piskorskiego


Prawdziwi „przyjaciele” Piskorskiego



Ton tego paszkwilu tłumaczę faktem, że jestem daleko od Polski i być może nie jestem na bieżąco. Jeśli atak za brak solidarności z Piskorskim jest niesprawiedliwy i jest coś o czym nie wiem, to odszczekam i przeproszę. Nie moje ego tu jest ważne, ale solidarność z człowiekiem represjonowanym przez ABW za działalność anty-NATOwską.
Moim dyplomem ukończenia studiów historycznych mogę sobie podetrzeć tyłek. Jako specjalista od historii ruchu robotniczego, który ma niesłuszny według IPN stosunek do ZSRR dostałem wilczy bilet i umiejętności zdobyte na uniwerku przydadzą mi się zapewne dopiero po rewolucji, kiedy będzie trzeba specjalistów do sprzątania po IPN. Paradoksem jest to, że nie jestem sam i w wolnej Polsce nie jestem jedynym przedstawicielem wyżu demograficznego z okresu Stanu Wojennego, który wybrał pracę fizyczną na emigracji. Pełno tutaj antykomunistów, którym tak się podoba współczesna Polska, że sami woleli z niej wyjechać. To jednak temat na oddzielne wypracowanie. Chciałbym tutaj przypomnieć najnowszą historię lewicowej rodzinki, która dla części kolegów (tylko kolegów, czy już może towarzyszy?) ze Zmiany i nie tylko jest nieznana/ przemilczana / zapomniana -nie potrzebne skreślić.


Śmieszą mnie komentarze na lewicowych forach, że ojcem chrzestnym Zmiany jest Putin, Dugin czy chuj wie kto jeszcze. Jako osoba będąca aktywna politycznie dziesięć lat temu mogę zaświadczyć, że Zmiana ma dwóch ojców chrzestnych: Piotra Ikonowicza i Zbigniewa Marcina Kowalewskiego. Tak, tak to Ikonowicz „stworzył” Piskorskiego, ale po kolei. Pod koniec rządów Belki sondaże dawały Samoobronie bardzo wysoki wynik. Na tyle wysoki, że media zaczęły prognozować, że walka o władzę będzie się toczyć między Lepperem a Rokitą (premierem z Krakowa). Ostateczny wynik Samoobrony w 2005 roku był rozczarowaniem. Wystarczyło to co prawda by się skumać z PiS i wejść do rządu, ale ambicje były dużo większe. Trwała wtedy nagonka na Leppera i albo przed wyborami, albo tuż po odpalono w mediach bombę, że w Samoobronie są faszyści.
Wtedy to pierwszy raz usłyszałem o Mateuszu Piskorskim. Młodym dzieciaku (miał on chyba wtedy lat 28, ale po buźce dałbym mu najwyżej 23), który za młodu [i tak był wtedy młody] gdzieś pod koniec lat dziewiędziesiątych skumał się z NIKLOTEM. W mediach krążył wtedy filmik z młodym Piskorskim na koncercie jakiejś grupy faszystowskiej i zdjęcie tegoż na tle swastyki. Oczywistym było, że sam Piskorski nikogo tutaj nie interesował i chodziło o to by uderzyć w Leppera. Bo choć wybory wygrał PiS, to Lepper ciągle był groźny, a pierwsze doświadczenia państwowe (vice marszałek Sejmu, vice premier) dodawały mu powagi. Nigdy bym wtedy nie pomyślał, że będę kiedyś Piskorskiego bronił. Co tu dużo mówić. Był to koleś z drugiej strony barykady. Zarówno za NIKLOT jak i za sam fakt, że był posłem reprezentującym obóz rządzący.
Powtórzę, to Piotr Ikonowicz „stworzył” Piskorskiego i gdyby nie Ikonowicz, to Piskorski by pewnie był jednym z wielu zapomnianych byłych posłów. Ikonowicz był już zmęczony działalnością pozaparlamentarną, w dodatku pojawienie się Ziętka sprawiło, że nawet na polu pozaparlamentarnym zaczął tracić grunt. Dlatego też w okolicach 2007 roku Ikonowicz zaczął flirtować z Samoobroną. Lepper był wtedy zawodnikiem z politycznej pierwszej ligi i na zabawy z Ikonowiczem po prostu nie miał czasu i na ten front oddelegował Piskorskiego. Na czym dokładnie polegał ich układ, to wiedzą tylko oni. Ja opisuje sprawę z pozycji obserwatora, który zresztą w tamtym czasie grał raczej w drużynie Ziętka. To co robił wtedy Ziętek, czyli organizowanie demonstracji w całej Polsce w obronie represjonowanych związkowców było czymś świeżym. 



Odtwarzając przeszłość wyglądało to mniej więcej tak. Lepper ustami Piskorskiego zaproponował Ikonowiczowi jedynkę w Warszawie. W zamian Ikonowicz zobowiązał się do ocieplania wizerunku Piskorskiego. W tej robocie Ikonowicz całkiem nieźle się sprawdza. Dziś Piskorski jako więzień polityczny za działalność anty-NATOwską zdeklasował Ikonowicza. Podobny sukces odniósł też Palikot, któremu Ikonowicz również dorabiał lewicową gębę. Pierwszym etapem ocieplania wizerunku, było zaproszenie Piskorskiego na blokadę eksmisji. To Ikonowicz był tam gwiazdą. Ale to Piskorski miał immunitet poselski i to dzięki niemu ta blokada była możliwa. W internecie można znaleźć filmiki z kilku blokad i Piskorski zmył wtedy z siebie grzechy młodości. Następnie Ikonowicz zaprosił Piskorskiego na pochód pierwszomajowy: „ideowej lewicy” i wtedy właśnie Piskorski stał się oficjalnie członkiem naszej kochanej rodziny. Wtedy sprawa z Niklotem była jeszcze świeża. Dzisiaj minęło prawie 10 lat od udziału Piskorskiego w pochodzie 1 majowym i blokadzie eksmisji i wyciąganie przeszłości Piskorskiego przez towarzystwo Ikonowicza to coś niesmacznego. Sami go namaściliście jako lewicowca, bo Ikonowicz chciał wrócić do sejmu, a dzisiaj zgrywacie święte dziewice, które nie będą bronić Piskorskiego za jego przeszłość. Niech czytelnicy ocenią co budzi większą pogardę: czy kupczenie „dyplomem ideowego lewicowca” 10 lat temu, czy też bojkot i brak solidarności z Piskorskim dzisiaj. Rzygać się chce.
W ciągu tych 10 lat świat się trochę zmienił. Piskorski dojrzał. Ikonowicz zdziadział. Piskorski stworzył partię, w której działają byli współpracownicy Ikonowicza i co najważniejsze Piskorski przejął Borysa. Nie ma Borysa, to nawet na youtube nie ma już Ikonowicza. To musi boleć. W międzyczasie zmienił się też mój stosunek do Piskorskiego. Kilka lat temu widziałem go w anglojęzycznej RT i aż mnie zamurowało. Gość gadał do rzeczy. Później jeszcze kilka razy go gdzieś widziałem i ogólny przekaz jego wypowiedzi był słuszny, mimo różnych wtrącania różnych wątków patriotycznych. To ze względu na te wypowiedzi w „propagandowych tubach Putina” się z Piskorskim dziś solidaryzuje.
Pora napisać kilka słów na temat drugiego ojca chrzestnego, czyli słynnego ZMK. Ikonowicz handlując dyplomem prawdziwego lewicowca, czynił to jeszcze z umiarem. Dla jednego byłego skruszonego nacjonalisty zrobił wyjątek. ZMK zaś swoją działalnością hagiograficzną wybielił całą nacjonalistyczną partię. Dla takich ludzi jak ja było ważne, by taki ZMK usprawiedliwił teoretycznie współpracę z byłym KPN. ZMK ich rozgrzeszył, więc śmiało mogłem wchodzić w KPiORP i byłem podwójnie czysty, po pierwsze bo stał za tym ZMK, po drugie dlatego, że potencjalni krytycy też tam weszli. I nie żałuje. Znacznie lepiej mi się współpracowało z Ziętkiem niż trockistami. Akces Piskorskiego do PPP, gdzie później został szefem warszawskich struktur, to tylko logiczna kontynuacja tej historii.
Pora wrócić do teraźniejszości. Chciałem tu wkleić cytat z profilu fejsbukowego działacza Zmiany: Łukasza Gajewskiego, ale nie mogę znaleźć. Na fejsie jestem świeżakiem i może po prostu nie potrafię znaleźć. Wypowiedź ta brzmiała mniej więcej tak: Gdy Ikonowicz trafił do więzienia, to Piskorski już pierwszego dnia robił pod więzieniem akcje solidarnościową. Dziś gdy to Piskorski siedzi, Ikonowicz milczy. Na koniec było jeszcze kilka wulgaryzmów, ale to już pominę. Gajewski dotknął tą wypowiedzią sedna sprawy. Piskorski, gdy trzeba było stanął na wysokości zadania i bezwarunkowo wyraził swoją solidarność z człowiekiem, który trafił do więzienia za blokowanie eksmisji. Przez pewien krótki moment Piskorski jako poseł RP był kluczowym elementem blokad eksmisji. I chociażby dlatego, środowisko Ikonowicza powinno stać za nim murem.
W ostatnią sobotę w programie Katarzyny Matuszewskiej zgromadziło się trochę towarzystwa zaangażowanego w sprawy lokatorów Piotrem Ciszewskim na czele. Program był na żywo. Każdy mógł powiedzieć co chciał. I kurwa nikt nie wykorzystał tej okazji, by wspomnieć o więźniu politycznym, który wcześniej eksmisje z nimi blokował. Sam program był w konwencji socjalnego PiS. Tematem przewodnim były złe banki i chyba PiS zamierza w tej sprawie coś zrobić i w ten sposób jest miejsce w telewizji dla lewaków. Można krytykować banki i międzynarodowe korporacje, tylko słowem nie wspominać o złym PiS. Piskorski siedzi już 12 dzień i media lewicowe milczą. Nic. Pustka. Najlepiej temat przemilczeć.
Potrzebny wam był Piskorski do blokowania eksmisji ze swoim immunitetem, to właziliście mu w tyłek. https://www.youtube.com/watch?v=Q02mruPaXBQ Polecam tutaj fragment filmiku 2:45 – 3:02 gdzie Piskorskiemu biją brawo. A dziś co? Milczą. Potrzebny wam był Piskorski, by załatwić miejsce na listach Samoobrony, to Ikonowicz pieprzył o sojuszu robotniczo-chłopskim (że niby w tym sojuszu Ikonowicz reprezentuje robotników?)
Do tematu jeszcze wrócę. Późno więc jeszcze kilka słów na temat Francji. Od kilka dni pada deszcz. Jest już kilka miejscowości podtopionych. W Paryżu w niektórych miejscach zamknięto bulwary spacerowe nad Sekwaną bo rzeka zaczęła występować z brzegów. Media skutecznie wykorzystują grożącą Francji powódź by sabotować strajki. Pojawiają się jak zwykle w takich wypadkach głosy oburzenia. Ja popieram prawo do strajku ale… Po tym: „ale” zawsze jakiś argument, że akurat dziś strajkować nie wolno. Dziś nie wolno strajkować bo powódź. Kto to widział by Francuzi z Francuzami wojowali, jak tu idzie klęska żywiołowa. Itd. Deszczów przestraszyła się też młodzież, która ostatnio jakoś mniej demonstruje. A na jutro zapowiedziany wielki strajk transportu. Już wiem, że jutro media cały dzień będą pokazywać przemoczonych pasażerów, którym związki zawodowe nie pozwalają pracować…
Niestety co do samej biurokracji CGT nie mam zaufania. W niedziele w debacie na żywo przewodniczący CGT Martinez poinformował, że zadzwonił do niego Valls i coś mi mówi, że panowie wkrótce się dogadają. Wystarczyło by premier zadzwonił i od razu gość spokorniał. Pewnie jak wytarguje to co chce, to zacznie razem z rządem się zastanawiać jak strajki wygasić.
Na koniec prezent dla towarzysza Cichockiego, który dość często w swoich postach krytykuje Piotra Nowaka. Mi tam gość niczym jeszcze nie podpadł, ale na portalu strajk napisał bzdurę: „Zmiany przewidują wydłużenie możliwego tygodniowego czasu pracy z 35 do 48 godzin, a dobowego – z 7 do 12 godzin.” http://strajk.eu/francja-strajki-sparalizuja-euro-2016/ Kolego Nowak – pierdolicie bzdury. Projekt 35 godzinnego tygodnia pracy wprowadzony przez Jospina daleko odbiegał od początkowych lewicowych założeń. We Francji obowiązuje 35 godzin, ale ja nigdy tych 35 godzin nie robię. W moim przedsiębiorstwie to jest tak. W ciągu trzech miesięcy muszę zrobić 472 godziny, czyli gdybym robił po 35 godzin w tygodniu to mniej więcej tyle by wyszło. Prawda jest jednak taka, że ja pracuje zawsze po 8,9 albo i 10 godzin i w tygodniu to jest około 40 godzin. Dzisiaj legalnie można pracować 10 godzin (nie 7 jak to napisał Nowak). Nowy projekt zakłada wydłużenie dnia pracy do 12 godzin, a tygodnia pracy z 48 do 60. Gdy jest dużo pracy – to trzeba pracować i basta. Równocześnie gdy pracy nie ma – to wysyłają wcześniej do domu. Jednego dnia można robić 4 godzin, drugiego 10. W jednym tygodniu można zrobić 25 godzin w następnym 45.
Pierdolenie o 35 godzinach ma znaczenie jedynie przy końcu okresu rozliczeniowego. Jeśli przekrocze te 472 godziny – to mi płacą nadgodziny. Nadgodziny są dobrze płatne, więc robią wszystko by było ich jak najmniej. Wtedy zazwyczaj mam RECUPERATION – czyli odbiór godzin i mogę zostać w domu. Same nadgodziny po reformie też będą gorzej płatne z 25 do 10. Na temat francuskiego socjalu jest sporo mitów, więc postaram się to wkrótce sprostować, by takie Nowaki nie pisały bzdur.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz