Prawdziwi
„przyjaciele” Piskorskiego
Ton
tego paszkwilu tłumaczę faktem, że jestem daleko od Polski i być
może nie jestem na bieżąco. Jeśli atak za brak solidarności z
Piskorskim jest niesprawiedliwy i jest coś o czym nie wiem, to
odszczekam i przeproszę. Nie moje ego tu jest ważne, ale
solidarność z człowiekiem represjonowanym przez ABW za działalność
anty-NATOwską.
Moim
dyplomem ukończenia studiów historycznych mogę sobie podetrzeć
tyłek. Jako specjalista od historii ruchu robotniczego, który ma
niesłuszny według IPN stosunek do ZSRR dostałem wilczy bilet i
umiejętności zdobyte na uniwerku przydadzą mi się zapewne dopiero
po rewolucji, kiedy będzie trzeba specjalistów do sprzątania po
IPN. Paradoksem jest to, że nie jestem sam i w wolnej Polsce nie
jestem jedynym przedstawicielem wyżu demograficznego z okresu Stanu
Wojennego, który wybrał pracę fizyczną na emigracji. Pełno tutaj
antykomunistów, którym tak się podoba współczesna Polska, że
sami woleli z niej wyjechać. To jednak temat na oddzielne
wypracowanie. Chciałbym tutaj przypomnieć najnowszą historię
lewicowej rodzinki, która dla części kolegów (tylko kolegów, czy
już może towarzyszy?) ze Zmiany i nie tylko jest nieznana/
przemilczana / zapomniana -nie potrzebne skreślić.
Śmieszą
mnie komentarze na lewicowych forach, że ojcem chrzestnym Zmiany
jest Putin, Dugin czy chuj wie kto jeszcze. Jako osoba będąca
aktywna politycznie dziesięć lat temu mogę zaświadczyć, że
Zmiana ma dwóch ojców chrzestnych: Piotra Ikonowicza i Zbigniewa
Marcina Kowalewskiego. Tak, tak to Ikonowicz „stworzył”
Piskorskiego, ale po kolei. Pod koniec rządów Belki sondaże dawały
Samoobronie bardzo wysoki wynik. Na tyle wysoki, że media zaczęły
prognozować, że walka o władzę będzie się toczyć między
Lepperem a Rokitą (premierem z Krakowa). Ostateczny wynik Samoobrony
w 2005 roku był rozczarowaniem. Wystarczyło to co prawda by się
skumać z PiS i wejść do rządu, ale ambicje były dużo większe.
Trwała wtedy nagonka na Leppera i albo przed wyborami, albo tuż po
odpalono w mediach bombę, że w Samoobronie są faszyści.
Wtedy
to pierwszy raz usłyszałem o Mateuszu Piskorskim. Młodym dzieciaku
(miał on chyba wtedy lat 28, ale po buźce dałbym mu najwyżej
23), który za młodu [i tak był wtedy młody] gdzieś pod koniec
lat dziewiędziesiątych skumał się z NIKLOTEM. W mediach krążył
wtedy filmik z młodym Piskorskim na koncercie jakiejś grupy
faszystowskiej i zdjęcie tegoż na tle swastyki. Oczywistym było,
że sam Piskorski nikogo tutaj nie interesował i chodziło o to by
uderzyć w Leppera. Bo choć wybory wygrał PiS, to Lepper ciągle
był groźny, a pierwsze doświadczenia państwowe (vice marszałek
Sejmu, vice premier) dodawały mu powagi. Nigdy bym wtedy nie
pomyślał, że będę kiedyś Piskorskiego bronił. Co tu dużo
mówić. Był to koleś z drugiej strony barykady. Zarówno za NIKLOT
jak i za sam fakt, że był posłem reprezentującym obóz rządzący.
Powtórzę,
to Piotr Ikonowicz „stworzył” Piskorskiego i gdyby nie
Ikonowicz, to Piskorski by pewnie był jednym z wielu zapomnianych
byłych posłów. Ikonowicz był już zmęczony działalnością
pozaparlamentarną, w dodatku pojawienie się Ziętka sprawiło, że
nawet na polu pozaparlamentarnym zaczął tracić grunt. Dlatego też
w okolicach 2007 roku Ikonowicz zaczął flirtować z Samoobroną.
Lepper był wtedy zawodnikiem z politycznej pierwszej ligi i na
zabawy z Ikonowiczem po prostu nie miał czasu i na ten front
oddelegował Piskorskiego. Na czym dokładnie polegał ich układ, to
wiedzą tylko oni. Ja opisuje sprawę z pozycji obserwatora, który
zresztą w tamtym czasie grał raczej w drużynie Ziętka. To co
robił wtedy Ziętek, czyli organizowanie demonstracji w całej
Polsce w obronie represjonowanych związkowców było czymś świeżym.
Odtwarzając
przeszłość wyglądało to mniej więcej tak. Lepper ustami
Piskorskiego zaproponował Ikonowiczowi jedynkę w Warszawie. W
zamian Ikonowicz zobowiązał się do ocieplania wizerunku
Piskorskiego. W tej robocie Ikonowicz całkiem nieźle się sprawdza.
Dziś Piskorski jako więzień polityczny za działalność
anty-NATOwską zdeklasował Ikonowicza. Podobny sukces odniósł też
Palikot, któremu Ikonowicz również dorabiał lewicową gębę.
Pierwszym etapem ocieplania wizerunku, było zaproszenie Piskorskiego
na blokadę eksmisji. To Ikonowicz był tam gwiazdą. Ale to
Piskorski miał immunitet poselski i to dzięki niemu ta blokada była
możliwa. W internecie można znaleźć filmiki z kilku blokad i
Piskorski zmył wtedy z siebie grzechy młodości. Następnie
Ikonowicz zaprosił Piskorskiego na pochód pierwszomajowy: „ideowej
lewicy” i wtedy właśnie Piskorski stał się oficjalnie członkiem
naszej kochanej rodziny. Wtedy sprawa z Niklotem była jeszcze
świeża. Dzisiaj minęło prawie 10 lat od udziału Piskorskiego w
pochodzie 1 majowym i blokadzie eksmisji i wyciąganie przeszłości
Piskorskiego przez towarzystwo Ikonowicza to coś niesmacznego. Sami
go namaściliście jako lewicowca, bo Ikonowicz chciał wrócić do
sejmu, a dzisiaj zgrywacie święte dziewice, które nie będą
bronić Piskorskiego za jego przeszłość. Niech czytelnicy ocenią
co budzi większą pogardę: czy kupczenie „dyplomem ideowego
lewicowca” 10 lat temu, czy też bojkot i brak solidarności z
Piskorskim dzisiaj. Rzygać się chce.
W
ciągu tych 10 lat świat się trochę zmienił. Piskorski dojrzał.
Ikonowicz zdziadział. Piskorski stworzył partię, w której
działają byli współpracownicy Ikonowicza i co najważniejsze
Piskorski przejął Borysa. Nie ma Borysa, to nawet na youtube nie ma
już Ikonowicza. To musi boleć. W międzyczasie zmienił się też
mój stosunek do Piskorskiego. Kilka lat temu widziałem go w
anglojęzycznej RT i aż mnie zamurowało. Gość gadał do rzeczy.
Później jeszcze kilka razy go gdzieś widziałem i ogólny przekaz
jego wypowiedzi był słuszny, mimo różnych wtrącania różnych
wątków patriotycznych. To ze względu na te wypowiedzi w
„propagandowych tubach Putina” się z Piskorskim dziś
solidaryzuje.
Pora
napisać kilka słów na temat drugiego ojca chrzestnego, czyli
słynnego ZMK. Ikonowicz handlując dyplomem prawdziwego lewicowca,
czynił to jeszcze z umiarem. Dla jednego byłego skruszonego
nacjonalisty zrobił wyjątek. ZMK zaś swoją działalnością
hagiograficzną wybielił całą nacjonalistyczną partię. Dla
takich ludzi jak ja było ważne, by taki ZMK usprawiedliwił
teoretycznie współpracę z byłym KPN. ZMK ich rozgrzeszył, więc
śmiało mogłem wchodzić w KPiORP i byłem podwójnie czysty, po
pierwsze bo stał za tym ZMK, po drugie dlatego, że potencjalni
krytycy też tam weszli. I nie żałuje. Znacznie lepiej mi się
współpracowało z Ziętkiem niż trockistami. Akces Piskorskiego do
PPP, gdzie później został szefem warszawskich struktur, to tylko
logiczna kontynuacja tej historii.
Pora
wrócić do teraźniejszości. Chciałem tu wkleić cytat z profilu
fejsbukowego działacza Zmiany: Łukasza Gajewskiego, ale nie mogę
znaleźć. Na fejsie jestem świeżakiem i może po prostu nie
potrafię znaleźć. Wypowiedź ta brzmiała mniej więcej tak: Gdy
Ikonowicz trafił do więzienia, to Piskorski już pierwszego dnia
robił pod więzieniem akcje solidarnościową. Dziś gdy to
Piskorski siedzi, Ikonowicz milczy. Na koniec było jeszcze kilka
wulgaryzmów, ale to już pominę. Gajewski dotknął tą wypowiedzią
sedna sprawy. Piskorski, gdy trzeba było stanął na wysokości
zadania i bezwarunkowo wyraził swoją solidarność z człowiekiem,
który trafił do więzienia za blokowanie eksmisji. Przez pewien
krótki moment Piskorski jako poseł RP był kluczowym elementem
blokad eksmisji. I chociażby dlatego, środowisko Ikonowicza powinno
stać za nim murem.
W
ostatnią sobotę w programie Katarzyny Matuszewskiej zgromadziło
się trochę towarzystwa zaangażowanego w sprawy lokatorów Piotrem
Ciszewskim na czele. Program był na żywo. Każdy mógł powiedzieć
co chciał. I kurwa nikt nie wykorzystał tej okazji, by wspomnieć o
więźniu politycznym, który wcześniej eksmisje z nimi blokował.
Sam program był w konwencji socjalnego PiS. Tematem przewodnim były
złe banki i chyba PiS zamierza w tej sprawie coś zrobić i w ten
sposób jest miejsce w telewizji dla lewaków. Można krytykować
banki i międzynarodowe korporacje, tylko słowem nie wspominać o
złym PiS. Piskorski siedzi już 12 dzień i media lewicowe milczą.
Nic. Pustka. Najlepiej temat przemilczeć.
Potrzebny
wam był Piskorski do blokowania eksmisji ze swoim immunitetem, to
właziliście mu w tyłek.
https://www.youtube.com/watch?v=Q02mruPaXBQ
Polecam tutaj fragment filmiku 2:45 – 3:02 gdzie Piskorskiemu biją
brawo. A dziś co? Milczą. Potrzebny wam był Piskorski, by załatwić
miejsce na listach Samoobrony, to Ikonowicz pieprzył o sojuszu
robotniczo-chłopskim (że niby w tym sojuszu Ikonowicz reprezentuje
robotników?)
Do
tematu jeszcze wrócę. Późno więc jeszcze kilka słów na temat
Francji. Od kilka dni pada deszcz. Jest już kilka miejscowości
podtopionych. W Paryżu w niektórych miejscach zamknięto bulwary
spacerowe nad Sekwaną bo rzeka zaczęła występować z brzegów.
Media skutecznie wykorzystują grożącą Francji powódź by
sabotować strajki. Pojawiają się jak zwykle w takich wypadkach
głosy oburzenia. Ja popieram prawo do strajku ale… Po tym: „ale”
zawsze jakiś argument, że akurat dziś strajkować nie wolno. Dziś
nie wolno strajkować bo powódź. Kto to widział by Francuzi z
Francuzami wojowali, jak tu idzie klęska żywiołowa. Itd. Deszczów
przestraszyła się też młodzież, która ostatnio jakoś mniej
demonstruje. A na jutro zapowiedziany wielki strajk transportu. Już
wiem, że jutro media cały dzień będą pokazywać przemoczonych
pasażerów, którym związki zawodowe nie pozwalają pracować…
Niestety
co do samej biurokracji CGT nie mam zaufania. W niedziele w debacie
na żywo przewodniczący CGT Martinez poinformował, że zadzwonił
do niego Valls i coś mi mówi, że panowie wkrótce się dogadają.
Wystarczyło by premier zadzwonił i od razu gość spokorniał.
Pewnie jak wytarguje to co chce, to zacznie razem z rządem się
zastanawiać jak strajki wygasić.
Na
koniec prezent dla towarzysza Cichockiego, który dość często w
swoich postach krytykuje Piotra Nowaka. Mi tam gość niczym jeszcze
nie podpadł, ale na portalu strajk napisał bzdurę: „Zmiany
przewidują wydłużenie możliwego tygodniowego czasu pracy z 35 do
48 godzin, a dobowego – z 7 do 12 godzin.”
http://strajk.eu/francja-strajki-sparalizuja-euro-2016/ Kolego Nowak
– pierdolicie bzdury. Projekt 35 godzinnego tygodnia pracy
wprowadzony przez Jospina daleko odbiegał od początkowych
lewicowych założeń. We Francji obowiązuje 35 godzin, ale ja nigdy
tych 35 godzin nie robię. W moim przedsiębiorstwie to jest tak. W
ciągu trzech miesięcy muszę zrobić 472 godziny, czyli gdybym
robił po 35 godzin w tygodniu to mniej więcej tyle by wyszło.
Prawda jest jednak taka, że ja pracuje zawsze po 8,9 albo i 10
godzin i w tygodniu to jest około 40 godzin. Dzisiaj legalnie można
pracować 10 godzin (nie 7 jak to napisał Nowak). Nowy projekt
zakłada wydłużenie dnia pracy do 12 godzin, a tygodnia pracy z 48
do 60. Gdy jest dużo pracy – to trzeba pracować i basta.
Równocześnie gdy pracy nie ma – to wysyłają wcześniej do domu.
Jednego dnia można robić 4 godzin, drugiego 10. W jednym tygodniu
można zrobić 25 godzin w następnym 45.
Pierdolenie
o 35 godzinach ma znaczenie jedynie przy końcu okresu
rozliczeniowego. Jeśli przekrocze te 472 godziny – to mi płacą
nadgodziny. Nadgodziny są dobrze płatne, więc robią wszystko by
było ich jak najmniej. Wtedy zazwyczaj mam RECUPERATION – czyli
odbiór godzin i mogę zostać w domu. Same nadgodziny po reformie
też będą gorzej płatne z 25 do 10. Na temat francuskiego socjalu
jest sporo mitów, więc postaram się to wkrótce sprostować, by
takie Nowaki nie pisały bzdur.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz